środa, 6 listopada 2013

DARY ANIOŁA: MIASTO KOŚCI

Mam jeszcze coś. Zamierzam poruszyć temat filmu, który zamierzam obejrzeć. Mianowicie ,,Dary Anioła : Miasto Kości''
Do kina nie pójdę bo tak właściwie w moim miasteczku go nie ma. :(
Może dadzą kiedyś online, albo jak już puszczą wszystkie 3 części to zrobią jakieś fajne zestawy. Nie wiem. Obsada jest nawet fajna. Do tego bardzo lubię Lily Collins i Jamiego. :P

 Drogi Edwardzie, drogi Jacobie, uwielbiam was obu. Ale weekend spędziłam z Jace'em. Przepraszam! Kochająca Stephanie.

Stephanie to rzecz jasna Stephanie Meyer, autorka "Sagi Zmierzch", zaś jej wyznanie (zaczerpnięte z okładki książki) dotyczy oczywiście literackiego pierwowzoru nowego filmu Haralda Zwarta. Emocjonujący weekend w Nowym Jorku z młodocianymi Nocnymi Łowcami, którzy chronią Przyziemnych (to my) przed atakami demonów? Brzmi jak całkiem niezły plan na koniec wakacji, nawet jeśli wcześniej nie zgłaszało się akcesu do teamów Jacoba i Edwarda.
Clary Fray (Lily Collins) to "zwyczajna" nowojorska nastolatka z lekko artystycznym zacięciem. Chodzi na wernisaże i poetyckie slamy, coś tam sobie rysuje. Szybko jednak dowiaduje się, że Nowy Jork ma swoje prawdziwe Podziemie (jego częścią jest tytułowe "Miasto kości") niewidoczne dla zwykłych śmiertelników. To tam grasują demony, wampiry, wilkołaki, wróżki i czarodzieje, a na straży porządku stoją Nocni Łowcy, Nefilimi – pół anioły, pół ludzie – obrońcy ludzkości. Clary odkrywa własne moce, zakłada skórzaną kurtkę (obowiązujący w podziemiu dress-code) i przystępuje do walki. Oczywiście, będą też rozterki sercowe i problemy z rodzicami. Ot, naturalna kolej rzeczy w świecie "young adult fantasy romance".

"Dary anioła" to film dla fanów tego gatunku, którzy po ostatnim rozdziale dziejów Belli i Edwarda zadali fundamentalne pytanie: "jak żyć?". "Zmierzch" nie jest jednak lekturą obowiązkową przed seansem obrazu Zwarta. Owszem, są tu wampiry, są wilkołaki, ale pokornie czmychają na drugi plan i ustępują pola istotom o niebiańskiej proweniencji (co ciekawe, nie wyznającym żadnej religii). Nocni Łowcy jeżdżą metrem, chodzą w skórach, mają mnóstwo runicznych tatuaży i fajną broń, między innymi ze szkła. Obudowa bazowego trójkąta miłosnego (team Jace czy team Simon?) i historii o odkrywaniu prawdy o własnym przeznaczeniu to wieloskładnikowa pizza: roi się tu od odwołań do dzieł pokrewnych. Poza "Zmierzchem" będzie to serial "Czysta krew", "Harry Potter", "Constantine", "Blade – Wieczny łowca", "Buffy", a nawet... "Gwiezdne wojny".  Rzadkością w podobnym kinie jest bezpretensjonalnie zarysowany wątek gejowski. W "Mieście kości" bywa też autoironicznie i parodystycznie – jak w scenie Pierwszego Pocałunku, która zasługuje na wielkie litery i fanfary, czy w kosmicznie absurdalnej historii o Janie Sebastianie Bachu.

Clary to jednak nie Bella Swan – wrzucona w wir wydarzeń zaczyna działać, biegać (z gracją) i ironizować na temat sytuacji, w której się znalazła. Z kolei jej najlepszy kumpel Simon (Robert Sheehan, fantastyczny Nathan z serialu "Misfits"), popkulturowy geek, przeżywa w tym świecie najlepsze chwile. Jace Wayland z kolei przybywa prosto z uniwersum "Zmierzchu" (Jamie Campbell Bower pojawił się tam nawet jako najmłodszy z Volturich), więc ma odpowiednio magnetyzująco-chmurne spojrzenie, w duszy melancholię i biegle włada brytyjskim akcentem. Kiedy przyjdzie pora, stanie w szranki z absolutnie poważnym (mimo dziwnych warkoczyków) Jonathanem Rhysem-Meyersem jako Valentinem Morgensternem, wielkim złym trylogii "Dary Anioła". Żal tylko, że Lena Headey jako Jocelyn, matka Clary – zgodnie z duchem książki – ma tak niewiele do zrobienia, bo królową Cersei z "Gry o tron" aż chciałoby się zobaczyć w akcji. "Miasto kości", choć skraca wątki tomu pierwszego i miewa problemy z ciągłością narracji, pewnie zmierza w stronę krainy sequeli.

Sześć lat, bo dokładnie tyle minęło od premiery bestsellera Cassandry Clare, to w popkulturze całe wieki. Fanki i fani zdążyli już pewnie dorosnąć i na półce postawili trylogię E.L. James (napisaną, jakby nie było, przez inną wielką fankę "Sagi Zmierzch"). Przed wycieczką do "Miasta kości" warto więc nawiązać kontakt z własną wewnętrzną nastolatką – są szanse, że kilka razy szczerze zapiszczy z zachwytu.

Źródło: Filmweb.

Brak komentarzy: